S. Gianna: mi?o?? wbrew uprzedzeniom
S. Gianna Raumer
Pierwsi ch?opcy pochodzili spoza Rzymu (Roberto ze szpitala Cardarelli w Neapolu, Ciro z Apulii), z ulicy lub z rzymskich szpitali, w których przebywali przez kilka miesi?cy, a jeden z nich nawet przez rok, poniewa? po wypisaniu nie mia? gdzie si? podzia?. Nie mog? zapomnie? przyjazdu karetk? Sherry’ego o 7 rano czy Vincenza, niezwykle m?drego bezdomnego, o 22, w ciemno?ciach, aby unikn?? natr?tnych dziennikarzy, fotografów czy cho?by gro?by oberwania pomidorem w twarz od jakiego? ?pariolino” (w?. mieszkaniec dzielnicy Parioli). W tym zamieszaniu dosz?o nawet do ataku na dom znanego polityka! Dzia?o si? bardzo wiele: demonstracje ?przeciw”, ale tak?e pochody z pochodniami i marsze modlitewne ?za”!
Obecno?? chorych na AIDS spotka?a si? z solidarno?ci? okolicznych parafii oraz szkó?, które zg?osi?y ch?? pomocy. Pomagali tak?e w?a?ciciele sklepów, restauracji, którzy przys?ali nam ró?ne produkty ?ywno?ciowe, oraz wielu nieznanych z imienia przyjació?, którzy przy??czyli si? do nas oferuj?c ró?nego rodzaju wsparcie.
Na pocz?tku przychodzi?o wielu wolontariuszy, pochodz?cych z ró?nych ?rodowisk i wyznaj?cych ró?ne religie. Zaplanowano szkolenia i przydzielono ró?ne zadania: gotowanie, towarzyszenie ludziom w szpitalu na badaniach kontrolnych, wycieczki, a pó?niej tak?e redagowanie czasopisma ?Dark Side” (ang. Ciemna Strona). Najlepsze by?y imprezy: uroczysto?ci religijne, urodzinowe, karnawa?owe, wiosenne i letnie. Zawsze by?y powody do ?wi?towania, bo ?ycie jest pi?kne i warto prze?ywa? je intensywnie, a? do ostatniej chwili.
W miar? up?ywu czasu liczba wolontariuszy mala?a. Pozostawali ci, którzy mieli najlepsz? motywacj? i byli najbardziej wyszkoleni w ?bezinteresowno?ci”. Bycie wolontariuszem by?o trudnym zadaniem tak?e dlatego, ?e w pierwszych latach kontakt ze ?mierci? i utrat? podopiecznych by? bardzo cz?sty (umiera?o nawet dziesi?ciu w ci?gu roku); towarzyszyli?my im a? do ?mierci, na zmian?, a cierpienie spowodowane rozstaniem zawsze by?o bardzo bolesne.
Jednym z pierwszych celów Domu by?o przywrócenie kontaktu z rodzinami podopiecznych, zerwanego przed laty z powodu wyborów ?yciowych, których dokonali, a które uznane zosta?y przez ich bliskich za przekroczenie pewnej dopuszczalnej granicy. W zdecydowanej wi?kszo?ci przypadków relacje zosta?y naprawione, a panuj?ca mi?dzy chorymi a ich rodzinami harmonia sprzyja?a spokojnej egzystencji a? do samego końca.
Szczególnie w pami?? zapad? mi pewien m??czyzna, który odzyska? kontakt z by?? ?on? i czterema córkami oraz móg? towarzyszy? swojej najm?odszej córce w uroczysto?ci rozpocz?cia roku szkolnego.
Nasza rodzina zakonna w??czy?a si? w prowadzenie tego Domu na pro?b? ks. Luigiego di Liegro, ówczesnego dyrektora rzymskiej Caritas. Spotka? on przypadkowo jedn? z sióstr w sto?ówce dla bezdomnych Colle Oppio, gdzie pomaga?a raz w tygodniu wydawa? posi?ki. Wybrano trzy z nas: ja pos?ugiwa?am wówczas w Wenecji, w wi?zieniu dla kobiet Giudecca, druga siostra pracowa?a jako piel?gniarka w Toskanii, a trzecia przebywa?a w Rzymie, pracuj?c w Mi?dzynarodowej Unii Prze?o?onych Generalnych zgromadzeń ?eńskich we W?oszech.
Do naszej ma?ej grupy wkrótce do??czy?y dwie m?odsze siostry, studentki papieskich uniwersytetów. Praca z ksi?dzem di Liegro okaza?a si? wielk? ?ask?. By? bardzo pokorny i braterski wobec nas, cz?sto podczas posi?ków dzieli? si? z nami swoimi zmaganiami i problemami, a jednocze?nie by? niezwykle odwa?ny i potrafi? postawi? si? urz?dnikom, gdy chodzi?o o obron? praw najubo?szych i zmarginalizowanych. Prawdziwy m?? Bo?y i prorok naszych czasów!
Dla mojej wspólnoty zakonnej by?a to konkretna okazja, aby wcieli? w ?ycie charyzmat powierzony naszym ?wi?tym Bartolomei Capitanio i Vincenzie Gerosa urodzonym w Lovere. Ka?de spotkanie, ka?da nowa relacja, by?y dla nas spotkaniem z Bogiem, który objawia? nam co? z samego siebie, ze swojego planu mi?o?ci, pi?kna i dramatu cierpienia-czu?o?ci.
Dziel?c ?ycie z lud?mi, których go?cili?my, nauczyli?my si?, ?e ka?da chwila jest wa?na i jako taka powinna by? prze?ywana intensywnie, ?e nic nie jest b?ahe czy nieistotne... Ka?de radosne czy smutne wydarzenie musi by? prze?ywane w swojej istocie, w prawdzie, bez zb?dnych masek. My, ?zdrowi”, tak bardzo przyzwyczajeni do pozorów, dzi?ki naszym podopiecznym nauczyli?my si? zdejmowa? maski i prze?ywa? nasze ?ycie w prawdzie.
Wspólnota sióstr powoli stawa?a si? powi?kszon? rodzin?, w kr?g której wchodzili wszyscy ci, którzy z nami ?yli: chorzy na AIDS, piel?gniarki, pracownicy opieki (w tym niektórzy pracuj?cy wi??niowie), wolontariusze, przyjaciele w ró?nym wieku, z ró?nych klas spo?ecznych, o ró?nej przynale?no?ci religijnej czy politycznej. Z?o?ono?? problemów sk?ania?a nas do wspólnego my?lenia i pracy, do nieustannej konfrontacji, do weryfikowania orientacji, pragnień, w?tpliwo?ci i nadziei...
Uczyli?my si?, co to znaczy troszczy? si? o innych, ka?dego dnia, a? do ostatniej chwili ?ycia, poprzez najprostsze codzienne rzeczy: opiek? nad chorymi, sprz?tanie domu, karmienie, prasowanie, piel?gnowanie cia?a i leczenie zranionej duszy. Nasza praca to nie tylko profesjonalizm i kompetencje, ale przede wszystkim g??boka i anga?uj?ca relacja blisko?ci.
Chc? powiedzie? DZI?KUJ? wszystkim, którzy prze?yli ze mn? t? ludzk? przygod?, ale szczególne podzi?kowania kieruj? do ksi?dza Luigiego di Liegro, prawdziwego brata i przyjaciela w Panu, odwa?nego narz?dzia w r?kach Boga, który umo?liwi? mi prze?ycie tego niezapomnianego do?wiadczenia ?Ko?cio?a ubogiego, który jest z ubogimi”. Jak?e szcz??liwy by?by Papie? Franciszek, gdyby móg? spotka? ks. Luigiego i jak wiele rado?ci oraz pociechy otrzyma?by od niego. Z pewno?ci? musi cieszy? si? tym wszystkim z góry, w ogarniaj?cej go ?WIAT?O?CI Ojca.
#sistersproject
Dzi?kujemy, ?e przeczyta?a?/e? ten artyku?. Je?li chcesz by? na bie??co zapraszamy do zapisania si? na newsletter klikaj?c tutaj.